Sporo wody upłynęło od tej chwili, kiedy Etgar Keret pojawił się w jednym z warszawskich Empików promując swoją nową książkę Siedem dobrych lat. Wydarzenie to miało miejsce dokładnie 22 października zeszłego roku. Niemniej chciałbym się podzielić kilkoma, zrobionymi tam, zdjęciami oraz krótką refleksją.
Być może Keret nie jest w ścisłej czołówce moich czytelniczych odkryć, ale bardzo lubię jego prozę, mówią o nim mistrz krótkiej formy, zgadzam się z tym w zupełności.
Swoją przygodę z twórczością Etgara Kereta zacząłem właśnie od opowiadań; tych zawartych w chyba najbardziej popularnym w Polsce tomiku Nagle pukanie do drzwi.
Pod koniec zeszłego roku wpadła mi w ręce inna książka autora, mianowicie Kolonie Knellera, na podstawie której nakręcono w 2006 roku Tamten świat samobójców. Polecam oba dzieła.
Samo spotkanie obfitowało w zabawne historie, które przytaczane przez autora przybliżały nieco proces twórczy oraz inspiracje.
Najbardziej utkwiła mi w pamięci historia dotycząca matki pisarza - postaram się ją przytoczyć tak jak pamiętam, jeśli coś przeinaczę czy dodam od siebie - wybaczcie.
Matka Edgara Kereta, należy do drobnych osób, pewnego dnia postanowiła zrobić zakupy w osiedlowym sklepie warzywnym, kiedy przyglądała się wystawionym w koszach przed sklepem owocom i warzywom, nagle jakiś osiłek podbiegłszy do niej, spróbował wyrwać jej torebkę. Był od niej dwukrotnie większy i wydawać by się mogło, że zdecydowanie silniejszy - powinien zatem uporać się z nią w mgnieniu oka i zniknąć ze zdobyczą za rogiem. Był to jednak jeden z tych przypadków, kiedy to upór przewyższa siłę mięśni. Kobieta nie poddawała się i siłowała się z mężczyzną przez naprawdę długą chwilę, wtem zobaczyła tuż przy koszu z jakimiś egzotycznymi izraelskimi fruktami pusta butelkę, podniósłszy ją wolną ręką (w drugiej wciąż przytrzymując torebkę) uderzyła nią o ziemię i po chwili trzymała już w ręku coś co eksperci nazywają tulipanem. Po czym rzuciła do osiłka: - Taka ładna buzia, naprawdę szkoda...
Nie muszę chyba dodawać, że amator damskich torebek, mając się z pyszna, zbiegł nie chcąc sprawdzać na ile słowna jest starsza pani.
Wyszedłem ze spotkania z trzeba podpisanymi przez autora książkami w naprawdę świetnym nastroju.