W końcu przyszła taka chwila, że
zmęczyłem się beletrystyką, znużyły mnie opowieści, bohaterowie, ich przygody i
perypetie. Aż dziw bierze, tym bardziej, że od zawsze preferowałem historie z
fabułą, gdzie można było śledzić losy postaci osadzone, czy to w fantastycznym
czy w mniej lub bardziej rzeczywistym świecie. Potrzebowałem odmiany, tym
bardziej, że mój powrót do lektury z czasów licealnych, mianowicie Lalki Bolesława
Prusa utknął na siedemdziesiątym piątym procencie kindlowego wydania tej książki
i nie mogłem ruszyć dalej. Zanim przejdę do rzeczy, wspomnę tylko, że plan przeczytania
powieści Prusa, związany jest z chęcią przeczytania Alkaloidu Aleksandra Głowackiego,
będącego kontynuacją bądź alternatywną wersją wydarzeń z Lalki. Nie znam
szczegółów, gdyż nie chciałem wnikać w fabułę. Niemniej chciałem przypomnieć
sobie (a może przeczytać po raz pierwszy) oryginał, żeby na świeżo po jego
przeczytaniu wziąć na warsztat Alkaloid, książkę która podobno przez autora
umieszczana jest w nurcie fantastyki, blisko spokrewnionym z steampunkiem,
mianowicie w chempunku, wynika to jak mniemam z zastąpienia istotnego elementu
steampunkowych powieści jakimi są napęd parowy, czy różnego rodzaju przekładnie,
koła zębate i inne tego typu mechanizmy, związkami i reakcjami chemicznymi. Nie będę wnikał czy
nazwa ta jest właściwa czy nie, należałoby wejść głębiej w etymologię słowa
steampunk, być może bardziej się nad tym
pochylę kiedy już się uporam z książką Głowackiego.
Do rzeczy, jak wspomniałem,
zmęczony Lalką, nie mogąc zabrać się za trzeci tom Pana Lodowego Ogrodu Grzędowicza
postanowiłem dla odmiany przeczytać jakiś reportaż, może biografię, może książkę
historyczną bądź cokolwiek innego, co będzie odskocznią od tego co czytałem
ostatnio. Szczęśliwie trafiłem na promocję w serwisie ebookpoint.pl, w której
oferta dotyczyła książki Wałkowanie Ameryki Marka Wałkuskiego (dziennikarza
radiowej Trójki, mieszkającego od kilku ładnych lat w Stanach Zjednoczonych). Nie pamiętam niestety działalności pana Wałkuskiego jako dziennikarza Trójki z
czasów kiedy mieszkał w Polsce, z miłą chęcią natomiast słuchałem jego copiątkowych
utarczek słownych z panem Kubą Strzyczkowskim, które miały miejsce na antenie
programu trzeciego w piątkowe popołudnia. Często zdarzało się tak, że kiedy
wracałem z pracy słuchając radia, i natrafiwszy na ich dyskusję o życiu w USA i
słynnych napadach rabunkowych, o których ze swadą opowiadał pan Wałkuski, kiedy
docierałem na miejsce, nie wysiadałem z auta, ale czekałem do końca dyskusji.
Stąd też pewnie decyzja o kupnie Wałkowania Ameryki skutkująca niemal
natychmiastowym rozpoczęciem czytania.
Przyznam, że musiałem nieco
dopasować kindlowe wydanie książki i zrobić je nieco bardziej przyjaznym, a
zatem zmieniłem domyślny krój pisma, odstępy między wyrazami, kombinowałem także
z wielkością liter (ostatecznie zostawiłem je na tym samym poziomie).
Autor pisze o swoim pobycie w
Stanach Zjednoczonych, opisuje pierwsze wrażenia, przedstawia Amerykę, taką jaką
jest w rzeczywistości, niekoniecznie taką jaką mamy możliwość zobaczyć w
filmach czy serialach z Hollywood. Dotyka istotnych tematów, takich jak relacje
rasowe, religijne, kwestie kulturowe, dotyczące posiadania broni palnej,
mniejszości narodowych i ich praw, oraz tendencji demograficznych, które mogą w
niedalekiej przyszłości zmienić nieco oblicze Ameryki.
Książka składa się z trzynastu
rozdziałów: Mój nowy dom, Dzieci wuja Sama, Typowy Amerykanin, Amerykański
tygiel etniczny, Trudne relacje rasowe, Raj dla bogów, Amerykańska wieża Babel,
Wolność gwarantowana, Sam się obronię, Country - dusza Ameryki, Za kierownicą,
Polska w Ameryce, Jeszcze nie zginęła. Nie ukrywam, że pisząc te słowa nie skończyłem
jeszcze czytać, tekst zatem powstaje na raty. Skończyłem właśnie rozdział Sam
się obronię, który dotyczył, bardzo kontrowersyjnej, zwłaszcza ostatnio kwestii
posiadania broni. Jak wykazuje Wałkuski, łatwa dostępność do broni palnej
wynika z amerykańskiej tradycji, później zaś prawo do jej posiadania zostało
wpisane w konstytucję, co ciekawe, mimo tak wielu ofiar łatwego dostępu do
broni palnej, amerykanie każdą dyskusję dotyczącą ograniczenia jej powszechności
traktują jako atak na ich konstytucyjnie zagwarantowane swobody.
Wspomniana
wolność jest w przypadku tego wielkiego kraju bardzo istotna, autor przedstawia
masę przykładów świadczących o tym dobitnie, chociaż dla europejczyków wydawać
się mogą ostrą przesadą, wystarczy, że przytoczę przykład legalnie działających
organizacji rasistowskich, możliwość swobodnego krytykowania (czasami
przeradzającego się w jawne obrażanie) innych nacji bądź osób publicznych,
które to działania nie spotkają się z żadną represją ze strony Państwa.
Szczególnie zainteresował mnie
rozdział poruszający temat religii i religijności amerykanów. Okazuje się, że
około 90% mieszkańców tego kraju określa się jako osoby religijne, do
najpopularniejszych zaś wyznań należą różne rodzaje protestantyzmu, później
(nie jestem pewien czy we właściwej kolejności) katolicy, wyznawcy judaizmu i
islamu. Często religia jest świetnym biznesem oraz sposobem na finansowy sukces
- istnieją kościoły, które dzięki popularnemu i charyzmatycznemu liderowi
przyciągają masy wyznawców, promują się zaś poprzez książki, płyty audio i dvd
tychże pastorów.
Innym opisywanym zjawiskiem jest
popularność muzyki country. Fenomen tej muzyki, której najbardziej znani wykonawcy walczą o pierwsze miejsca list przebojów z gwiazdami rocka czy popu
wynika, jak mniemam, z jej melodyjności oraz stosunkowo mało skomplikowanej
warstwy tekstowej, traktującej między innymi o zwykłym prostym, czasami
sielankowym życiu na amerykańskiej prowincji, o miłości czy Bogu, który jak
wspomniałem wcześniej odgrywa w życiu Amerykanina bardzo istotną rolę. Istotną
do tego stopnia, że mieszkańcy tego wielkiego kraju nie wyobrażają sobie na
stanowisku prezydenta osoby niewierzącej, prędzej satanista objąłby tę funkcję
niż osoba będąca zdeklarowanym ateistą. Skąd ja to znam.
Podsumowując: książka jest
napisana przystępnym językiem, czyta się ją szybko, razić może jedynie spora
ilość danych statystycznych, dają one jednak pojęcie o wielu kwestiach, które
ciężko byłoby przedstawić opisując je jedynie. Wydaje mi się, że autor
pozostawił sobie pewną furtkę, umożliwiającą mu napisanie kontynuacji, jest
przecież ogrom tematów, które nie zostały nawet liźnięte w najmniejszy sposób.
Mam na myśli rozwój gatunków muzycznych ściśle związanych z USA – czy to blues,
czy rockandroll jak również grunge lub hiphop. Z miłą chęcią poczytałbym także
o słynnym Hollywood, czasach prohibicji (na fali popularności serialu BoardwalkEmpire, który z całą odpowiedzialnością polecam). Nie znam planów pana Wałkuskiego, ale jeśli planuje taką czy inną
kontynuację to już ma jednego zainteresowanego czytelnika.
Jeszcze jeden wniosek na koniec: Amerykanie naprawdę kochają swój kraj. Już teraz rozumiem te pokłady patetyzmu w ich produkcjach filmowych, on po prostu musi tam. Dla nich to całkiem naturalne.