piątek, 30 marca 2012

Kindle 3 - pierwsze wrażenia

      Stało się. Ja wielki miłośnik tradycyjnych książek, wydanych na papierze, wydrukowanych w drukarni i kupionych w księgarni stałem się także użytkownikiem czytnika e-booków. Nie byle jakiego czytnika bo amerykańskiego Kindle firmy Amazon. Bardzo długo zastanawiałem się, który wybrać; czy na początek zabawy z tego typu sprzętem nie inwestować dużych (stosunkowo) pieniędzy i zdecydować się na takiego za 300 – 400 złotych czy od razu sięgać z półki za 1000 zł. Przyznam szczerze, spędziłem cały dzień czytając w internecie (na stronach miłośników czytników, miłośników Kidle, na blogach i gdzie bądź) informacje, o tym który lepszy, który co może, jakie formaty odczytuje, jak łączy się z siecią i ile to kosztuje. Nie ukrywam, że na końcu pojawił się dylemat. Naprzeciw siebie, gotowe do kruszenia kopii stanęły Onyx Boox i62 i Kindle 3. Ten pierwszy chyba bardziej przystosowany do czytelnika polskiego ten drugi,  cóż … zwyciężył tak naprawdę bezprzewodowy Internet 3G, dostępny za darmo w większości europejskich krajów. Nie będąc wcześniej użytkownikiem czytnika ciężko było mi się odnieść do tego: gdzie jaki format, co gdzie lepiej wygląda, na którym czytniku polskie menu bez jailbreaka (język akurat problemu nie stanowił, na szczęście angielski jest mi znany w wystarczającym stopniu). Postawiłem na ten, który daje mi więcej możliwości komunikacji. Zwyciężył Kindle.

             A oto i on.

      Kiedy już zdecydowałem co, zacząłem myśleć o tym jak, czy przez stronę amerykańskiego Amazona, czy na allegro, czy w jednym z polskich sklepów, oferujących także e-booki, audiobooki i akcesoria do czytników. Ostatecznie wybrałem tę trzecią wersję. Nota bene wciąż czekam na obiecaną przez nich paczkę z e-bookami. Czytnik zamówiony we środę dotarł za sprawą firmy kurierskiej w piątek.

     Wypakowałem z pudełka, instrukcja, Kindle, kabelek USB do ładowania, podłączyłem. Przeczytałem, że po mniej więcej pół godzinie z czterogodzinnego czasu ładowania można zajrzeć do niego i się trochę nacieszyć. Nacieszyłem się trochę, sprawdzając co znajduje się w menu i skonfigurowawszy Wi-Fi pozostawiłem czytnik do dalszego ładowania. Po kliku godzinach, które spędziłem w sieci przeglądając jej zasoby pod względem dostępności i cen e-booków, kiedy już zobaczyłem na Kindlu zielone światło, świadczące o naładowaniu, postanowiłem do uruchomić. Już przy włączonym urządzeniu, zarejestrowałem się (oraz mój nowy sprzęt) na stronie Amazona. Wpisałem adresy, z których mogę słać e-booki (tak trzeba to ustawić, więcej informacji na ten temat na pewno znajdziecie w necie). Niemal w tej samej chwili w Kindlu pojawiło się moje nazwisko oraz spersonalizowana nazwa czytnika. Bomba.

      Wi-Fi śmiga, testowanie 3G przede mną. Wspomnę o tym w kolejnym wpisie dotyczącym tego gadżetu, a zakładam, że pojawi się dość szybko, gdyż nie mogę się już doczekać momentu kiedy poznam wszystkie opcje i możliwości. Tyle na dziś.