Stało się. Ja wielki miłośnik tradycyjnych książek, wydanych
na papierze, wydrukowanych w drukarni i kupionych w księgarni stałem się także
użytkownikiem czytnika e-booków. Nie byle jakiego czytnika bo amerykańskiego
Kindle firmy Amazon. Bardzo długo zastanawiałem się, który wybrać; czy na
początek zabawy z tego typu sprzętem nie inwestować dużych (stosunkowo)
pieniędzy i zdecydować się na takiego za 300 – 400 złotych czy od razu sięgać z
półki za 1000 zł. Przyznam szczerze, spędziłem cały dzień czytając w internecie
(na stronach miłośników czytników, miłośników Kidle, na blogach i gdzie bądź)
informacje, o tym który lepszy, który co może, jakie formaty odczytuje, jak
łączy się z siecią i ile to kosztuje. Nie ukrywam, że na końcu pojawił się
dylemat. Naprzeciw siebie, gotowe do kruszenia kopii stanęły Onyx Boox i62 i
Kindle 3. Ten pierwszy chyba bardziej przystosowany do czytelnika polskiego ten
drugi, cóż … zwyciężył tak naprawdę
bezprzewodowy Internet 3G, dostępny za darmo w większości europejskich krajów.
Nie będąc wcześniej użytkownikiem czytnika ciężko było mi się odnieść do tego:
gdzie jaki format, co gdzie lepiej wygląda, na którym czytniku polskie menu bez
jailbreaka (język akurat problemu nie stanowił, na szczęście angielski jest mi
znany w wystarczającym stopniu). Postawiłem na ten, który daje mi więcej
możliwości komunikacji. Zwyciężył Kindle.
A oto i on.
Kiedy już zdecydowałem co, zacząłem myśleć o tym jak,
czy przez stronę amerykańskiego Amazona, czy na allegro, czy w jednym z
polskich sklepów, oferujących także e-booki, audiobooki i akcesoria do
czytników. Ostatecznie wybrałem tę trzecią wersję. Nota bene wciąż czekam na
obiecaną przez nich paczkę z e-bookami. Czytnik zamówiony we środę dotarł za
sprawą firmy kurierskiej w piątek.
Wypakowałem z pudełka, instrukcja, Kindle, kabelek USB do
ładowania, podłączyłem. Przeczytałem, że po mniej więcej pół godzinie z
czterogodzinnego czasu ładowania można zajrzeć do niego i się trochę nacieszyć.
Nacieszyłem się trochę, sprawdzając co znajduje się w menu i skonfigurowawszy
Wi-Fi pozostawiłem czytnik do dalszego ładowania. Po kliku godzinach, które
spędziłem w sieci przeglądając jej zasoby pod względem dostępności i cen
e-booków, kiedy już zobaczyłem na Kindlu zielone światło, świadczące o
naładowaniu, postanowiłem do uruchomić. Już przy włączonym urządzeniu,
zarejestrowałem się (oraz mój nowy sprzęt) na stronie Amazona. Wpisałem adresy,
z których mogę słać e-booki (tak trzeba to ustawić, więcej informacji na ten
temat na pewno znajdziecie w necie). Niemal w tej samej chwili w Kindlu
pojawiło się moje nazwisko oraz spersonalizowana nazwa czytnika. Bomba.
Wi-Fi śmiga, testowanie 3G przede mną. Wspomnę o tym w
kolejnym wpisie dotyczącym tego gadżetu, a zakładam, że pojawi się dość szybko,
gdyż nie mogę się już doczekać momentu kiedy poznam wszystkie opcje i
możliwości. Tyle na dziś.